Italia, Assisi

Asyż - niespodzianka

20 lipca 2009; 1 635 przebytych kilometrów




assisi'



Prawie po drodze mamy Assisi. Tak naprawdę to za bardzo nie wiemy, co też tam jest (kojarzy się oczywiście ze św. Franciszkiem), bo tej części drogi nie zdążyłam już w domu przygotować. Ale na mapie jest zaznaczone jako Unesco, więc jedziemy, bo daleko nie mamy.
W drodze zgadujemy, na której też górce może być Assisi. Bo dookoła jest kilka górek, a na nich zamki. Tak jest zresztą przez prawie całą drogę przez Italię, miesiąc by nie wystarczył, żeby to wszystko odwiedzić! Przejeżdżamy przez małe miasteczka i wioski. Jak tu pięknie! Te domki z jasnej cegły! I ten niepowtarzalny styl! Ech, znów wiem, że do Italii wrócę jeszcze kiedyś na pewno!

W końcu przed nami wyłania się Assisi. Nie da się go pomylić, na dużej górze widać imponujące miasto zbudowane ze starych kamieni. Słońce akurat zachodzi i oświetla je ciepłymi promieniami. Nieświadomie trafiliśmy na prawdziwą perełkę!
Auto zostaje na dole na automatycznym parkingu. Na górę można dostać się windą, a dalej trzeba wspinać się starymi pokręconymi uliczkami. Hura, już mi się podoba! Kocham takie stare miasteczka!

Trafiamy na wielki plac z kościołem i fontanną. Pełno tu ludzi, choć już ciemno zdążyło się zrobić. Jakaś grupka tańczy chyba swój narodowy taniec. Zagłębiamy się w oświetlone latarniami uliczki. Tu już prawie zero ludzi, co ogromnie mnie cieszy, bo teraz pewnie dopiero można poczuć prawdziwy klimat miasteczka. A klimat jest niesamowity!
Wchodzimy na górę, szukamy jakiegoś ładnego widoku. Dalej ciemno, widok częściowo zasłonięty murem, ale kilka fotek udaje się zrobić. Zawracamy na dół i znów pod górę, widoku nadal nie ma.
Jest drogowskaz do zamku, Rocca Maggiore. Wspinamy się w górę po schodkach. Tylko kawalindek, może będzie widok Wojtek zarzeka się, że na samą górę mu się nie chce. Na końcu schodków same mury, widoku zero, no to jeszcze kawałek. Po kawałku widok zasłaniają drzewa, ale za to przed nami pojawia się zamek! :) I tym sposobem podchodzimy w końcu na samą górę. Warto było, bo widok jest przepiękny! W dole widać nie tylko oświetlone Assisi, ale i całą równinę poniżej. Na równinie pełno miasteczek, światełka wesoło mrugają, niebo jeszcze ciemnogranatowe. Cudownie!
Z zamku skierowaliśmy się już prosto w dół, mijając po drodze liczne kościoły i kościółki. Dzwony wybijają kolejne kwadranse. Tak tu ślicznie, że znów nie chce się jechać, ale zrobiło się już po jedenastej.

Bilet parkingowy zostawiliśmy na dole w aucie, a okazało się, że trzeba go skasować na górze. W dodatku kibelki płatne. Ale co tam, to chyba jedno z najpiękniejszych miejsc, które dotąd odwiedziliśmy.